Pisałem o centrum Tallina jako idealnym średniowiecznym simulakrum, teraz kolej na zdjęcia. Ale żeby nie było, że za mało tekstu za chwilę kolejny wpis. Potem jeszcze jeden o Tallinie i jeden krótki o Finlandii i można będzie przejść do sprawy bardziej aktualnych. A po drodze pewnie coś nowego się jeszcze pojawi:
średniowiecze
Wariant bałtycki (15) – Tallin, symulakr spełniony.
Zaczęło się jeszcze Rydze. Autobus do Tallina odjeżdżał ok. 2 w nocy, więc musiałem przesiedzieć na dworcu kilka godzin. Około północy na teren poczekalni wkroczyli dumnie pretorianie tego przybytku i rozpoczęli sprawdzanie biletów. Bo bez nich siedzieć na ryskim dworcu o tej porze zwyczajnie nie wolno. Kilku bezdomnych wyszło bez słowa, ktoś załatwił sprawę okazując parę biletów Narodowego Banku Łotewskiego – został tylko jeden ćpun, śpiący w kucki pomiędzy podróżnymi. Nie reagował na słowa ochroniarzy, więc przemówili pięściami. Gdy i to nie pomogło, wzięli go pod ręce i zwyczajnie wyrzucili za drzwi. Rozległ się huk, najwyraźniej ćpun zderzył się z czymś twardym. A ja wlepiałem wzrok w dworcowy monitor i nie mogłem wyjść z podziwu nad sarkazmem Losu – ktoś wpadł na pomysł, aby umilić podróżujący oczekiwanie puszczając im filmy z Chaplinem. Gdy ochroniarze tłukli ćpuna, Charlie też zbierał bęcki, a to od rozjuszonych Cygnaów, a to od cyrkowej publiki. Nie ma przypadków są tylko znaki, głosi stara prawda. Kolejne miasto musiałoby być zatem niezwykłe. I było.
Nigdy i nigdzie nie ujrzałem tak idealnego i pełnego odwzorowania średniowiecznego miasta w popkulturowej formie. Owszem Gandawa, Brugia czy nawet nasz Kraków tchną wiekami średnimi aż miło, ale cały czas mamy wrażenie, że ta spuścizna o ile przyciąga turystów, o tyle ciąży mieszkańcom. W Tallinie jest inaczej, estończycy wzięli na siebie dziedzictwo dawnych wieków i zrobili z niego użytek. Kramy pod murami miejskimi, średniowieczne gospody, stare dźwigi do transportu towarów na górne piętra, obwoźni sprzedawcy średniowiecznych słodyczy, szyldy i nawet kocie łby (o które miałem przyjemność potłuc nowy obiektyw) – wszystko choć przecież nieużyteczne, zostało doskonale przeżute i wyplute przez miejski organizm. Papka jaką dostaje turysta jest lekkostrawna i uzależniająca. Drugiego takiego miasta nie ma nigdzie na świecie.