test

Cydr testy

Nie jestem smakoszem cydru. Szczerze mówiąc to dość długo żyłem w błogiej nieświadomości istnienia takiego napoju. Dopiero „Fantastyczny pan Lis” otworzył mi oczy. Kilka dni po obejrzeniu tego filmu w jednych z warszawskich delikatesów zakupiłem ukraiński cydr. Nie zasmakował mi specjalnie i na jakiś czas o cydrze zapomniałem. Przypomniałem sobie gdy pojawiła się moda na radlery, a wraz z nią w naszych pubach pojawiły się także cydry. Bo w sumie, skoro mamy tyle jabłkowych sadów, czemu nie zacząć produkcji tego napoju w Polsce?A zatem krótko, zwięźle i na temat:
1. Cydr lubelski – wersja dla oszczędnych. Duża butelka (0,75 l) za niewielkie pieniądze (6 złotych w promocji) – mnie jednak nie przypadł do gustu. W smaku kojarzył mi się z tanim białym winem (ale pozbawionym siarczynowego nalotu). Dało się wypić bez skrzywienia, ale szału nie było.
2. Cydr miłosławski – Nieco lepszy (przede wszystkim znacznie słodszy!) od poprzednika cydr ze znanego browaru, któremu udało się stworzyć kilka niezłych piw. Ich cydr (ok. 6 zł za 0,5 l) jest poprawny choć raczej „kobiecy”. W smaku wyczuwalna silna słodycz. Mimo wszystko – świetna alternatywa dla radlerów!
IMGP2588 (Kopiowanie)
3. Cydr „Jabcok” – Cóż tu dużo mówić! Panie i Panowie jeśli gdziekolwiek traficie na sklep benedyktyński kupujcie w ciemno! Wiem, że te sklepy mają złą prasę (raz, że braciszkowie chyba nie bardzo sobie radzą z zarządzaniem, dwa że stawia się im idiotyczne zarzuty – jak choćby oczekiwania, że każdy produkt będzie własnoręcznie przygotowywany przez tynieckich mnichów), ale „Jabcok” to mercedes wśród cydrów. Wytrawny, mętny, delikatnie kwaskowy – w smaku przypominający dobrego lambika! Dodatkowo pochodzi z Łącka (chyba najsłynniejszego skupiska sadów jabłkowych w Polsce). Trzeba też zaznaczyć, że tylko w przypadku „Jabcoka” producenci zaznaczają, że ich produkt nie zawiera siarczynów! Kosztuje jednak słono, bo około 11 zł za 0,5 litra.
IMGP3035 (Kopiowanie)
4. Cydr dobroński – test miał się skończyć, na trzech powyższych cydrach, ale wczoraj w Carrefourze trafiłem na dwie kolejne marki. Wybrałem cydr dobroński (odrzuciłem „Cydr polski” bo wedle etykiety miał zawierać siarczyny) i całkiem przyjemnie mnie zaskoczył. W smaku przypominał ten Miłosławia, ale był jednak trochę lżejszy. Cena również akceptowalna – 9 zł za 0,75 l.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Słonina po hajnowsku (podlasku) – test

Było słodko, to teraz będzie po męsku. Krótko, tłusto, treściwie i ostro. Przez Państwem słonina po podlasku (hajnowsku). W teście miała pojawić się jeszcze trzecia restauracja („Starówka” z Hajnówki), ale niestety była zamknięta. Stąd tylko dwa lokale.
Prawdę mówiąc słonina kojarzyła mi się zawsze, z wielkim kawałkiem tłuszczu, na którym raczej przyrządza się inne potrawy niż je bez dodatków, no ale… Było w menu, trzeba więc spróbować.
Zacząłem od sprawdzonej już restauracji Pokusa w Białowieży (gdzie testowałem chłodnik litewski).

Obrazek

Potrawa pojawiła się na stole po jakiś 10 minutach. Trzeba przyznać, że poskręcane kawałki słoniny wyglądały bardzo apetycznie. Do tego w środku stopka wódki. Poza alkoholem pięć kromek chleba. Słonina jak to słonina bardzo tłusta, ale lekko doprawiona zaskoczyła mnie na plus

 Oprócz tego czosnek i cebula, bez wątpienia dodały jej nieco ikry. Trudno piać tu z zachwytu nad jej smakiem, ale na męską posiadówę przy wódeczce, jest jak znalazł. Ta serwowana w restauracji „Pokusa” jest z pewnością godna polecenia.

Porcja: 200 g.
Cena: 19 zł. (kieliszek wódki w zestawie)
Subiektywna ocena: 7/10

Później przyszła kolej na mój ulubiony Leśny Dworek w Hajnówce (który wygrał test kartaczy). Tam w menu potrawa figurowała pod nazwą słonina po hajnowsku. Ledwie złożyłem zamówienie, mięso pojawiło się na moim stole, nie czekałem nawet pięciu minut.

Obrazek

Nie było podane tak ładnie jak to w Białowieży, ale za to sama słonina wyglądała lepiej – miała wyraźne poprzeczne przerosty. I faktycznie, lepiej smakowała. Tutaj muszę się przyznać, że nie wiem jaka tak naprawdę powinna być prawdziwa słonina po podlasku. Być może wedle znawców, takie mięso powinno być jednolite i złożone z samego tłuszczu, jednak moje kubki smakowe stwierdzają, że bliższa mi jest słonina z Leśnego Dworku. Wraz z mięsem otrzymujemy sześć kromek chleba.

Potrawa doprawiona jest cebulą, papryką, cytryną oraz odrobiną octu balsamicznego. Brak wprawdzie kieliszka wódki, ale za to cena jest znacznie niższa. W tej konfrontacji zwycięża Leśny Dworek!.

Porcja: 300g(?)
Cena: 12 zł
Subiektywna ocena: 9/10

Solianka (solanka) w Białowieży – test

Solianka czy może raczej solanka to zupa kuchni wschodniej (rosyjskiej lub ukraińskiej). Ponoć gotowano ją na wiejskich zabawach – każdy z uczestników miał obowiązek przynieść jakiś składnik. Stąd ilość ingrediencji w przepisach może nieco dziwić. Podstawą zupy są z reguły: kilka rodzajów mięsa (często podroby), ogórki kiszone (plus woda po nich), pomidory i oliwki. Reszta według uznania.
W Białowieży solanki można spróbować w kilku miejscach. Ja wybrałem dwa lokale, które jak do tej pory nie gościły w moich testaOLYMPUS DIGITAL CAMERAch.
Restauracja Stoczek (ul. Waszkiewicza) to miejsce stosunkowo nowe, powstała w zeszłym roku. Eleganckie wnętrze przypomina wiejski dworek, lecz unika częstego w takich symulakrach kiczu. Z menu wybieram solankę na baraninie (jest jeszcze do wyboru wersja rybna). Zupa pojawia się na stole po 3 minutach! Trudna powiedzieć, czy miałem tylko szczęście, ale nastroiło mnie to do posiłku bardzo pozytywnie. A dalej było już tylko lepiej. Solanka faktycznie jest na baraninie, jest kwaśna (tak jak powinna być), dobrze doprawiona z drobnych „kwiatkiem” śmietany. W środku pływa kilka kawałków kiełbasy, i to jakiej kiełbasy! Nie jestem zaskoczony gdy dowiaduję się później, że Restauracja Stoczek sama wyrabia wędliny. Porcja jaką otrzymujemy wystarczy do najedzenia się, a dla prawdziwych głodomorów może stanowić początek wschodniej uczty. Gdybym miał trochę pomarudzić, to powiedziałbym że mięsa mogłoby być odrobinę więcej, a cena ciut niższa. Jednak biorąc pod uwagę, że Stoczek to zdecydowanie restauracja z klasą, a nie kolejna jadłodajnia, kwestia ceny musi zejść na plan dalszy.
Porcja: ok. 200 g.

Cena: 17 zł.

Subiektywna ocena: 9/10

Drugą tego rodzaju zupę zjadłem w restauracji „Parkowej”. Lokal mieści się w budynku Muzeum Białowieskiego Parku Narodowego, wnętrze kojarzy się z dawnymi stołówkami, choć efekt poprawią dobrze wkomponowane w ściany zdjęcia przyrody. Czekając na posiłek słyszę jak kelnerka przyjmuje zamówienia ze stolika obok. Na pytanie o solankę, pada odpowiedź „to taka zupa, trochę gulaszowa”. No cóż, przyznam szczerze, że nieco mnie to dziwi, postanawiam się jednak nie zniechęcać. Po jakiś 10 minutach bardzo miła pani przynosi mi niewielką miskę. Jestem zdziwiony, bo wedle menu zupy powinno być 350 g. Ale po chwili wszystko się wyjaśnia – solanka z restauracji „Parkowej” jest niesamowicie gęsta. To w zasadzie samo mięso! Przyznam szczerze, że to bardzo przyjemne zaskoczenie. Tym bardziej, że zupa jest porządnie doprawiona (podana raczej na ostro niż słono) i niezwykle sycąca. Niestety wprawdzie jest tu sporo warzyw, łącznie z ogórkami i oliwkami, to jednak nie wyczuwam wody po ogórkach. Zupa faktycznie orbituje w stronę gulaszu z ogórkami – choć czy to wada? W sumie nie, ale kuchenni ortodoksi mogą być rozczarowani. Na pewno nie rozczaruje cena. Zupa jest jej warta.
Porcja: ok. 350 g.

Cena: 10 zł.

Subiektywna ocena: 7/10

Podsumowując – Restauracja Stoczek to bez wątpienia pierwsza liga. Cena dość wysokie, ale porcje większe niż w „Carskiej”. Trzymam kciuki za przyszłość tego lokalu, bo zdrowa konkurencja zawsze wychodzi klientom na zdrowie. Restauracja Parkowa zaś to średnia klasa – miejsce gdzie za niewielką cenę, możemy spróbować lokalnych potraw i naprawdę się najeść. Stoczek polecałbym na romantyczny kolację we dwoje, Parkową na pożywny posiłek po powrocie z męczącego spaceru po puszczy.

Kartacze na Podlasiu – test

Poprzednia notka o chłodnikach dostarczyła mi tyle przyjemności, że nie zwracając uwagi na protesty portfela postanowiłem kontynuować tego rodzaju wpisy.

Cepeliny (lub kartacze) to ponoć potrawa litewska. Z tej też przyczyny rozpowszechniona jest na wschodzie naszego kraju. Nie mam pewności skąd wzięła się nazwa – domyślam się jednak, że pochodzi od kształtu potrawy. Jest to bowiem potrawa mączna, przygotowywana z masy ziemniaczanej bardzo zbliżonej do tej z której wykonujemy pyzy. Nadzienie zaś powinno być mieszanką wołowiny i wieprzowiny. Tym razem spróbowałem tej regionalnej potrawy w trzech restauracjach. Zaczynajmy zatem:

Restauracja Leśny Dworek w Hajnówce – nie ukrywam, że oceny na blogu są subiektywne i nie pochodzą od znawcy kuchni, tym bardziej w tym przypadku, gdyż Leśny Dworek jest moją ulubioną podlaską restauracją. Lokal mieści się w centrum Hajnówki w piwnicy budynku Muzeum Białoruskiego. Bywam tam kiedy tylko mogę. Tym razem postanowiłem spróbować cepelinów. Kluski przyniesiono po mniej więcej 15 minutach. Otrzymałem trzy cepeliny, bez surówki, za to z kilkoma kawałkami pomidora. Muszę przyznać, że już pierwszy kęs pozwolił mi przypomnieć sobie dlaczego tu przychodzę. Ciasto było wprost idealne – ani twarde, ani zbyt rozlazłe. Raczej miękkie jednak nie klejące się  do widelca. Podobnie było z farszem, mięso nie zostało przemielone za zupełną papkę, tu i ówdzie zdarzały się ciut większe kawałki, jednak dzięki temu uniknięto mało widowiskowej maziowatości. Przyprawione bez szaleństw, na tyle aby wydobyć pełnię smaku. Co tu dużo mówić, po prostu ideał!

Porcja – 3 sztuki

Cena – 20 zł.

Subiektywna ocena – 10/10

Gospoda „Pasibrzuch” – Gospoda działa od kilku lat przy ulicy Nowej w Białowieży, nieco na uboczu, na łąkach przyległych do Puszczy. Szczerze mówiąc przeczytawszy na opinie w Internecie i nasłuchawszy się nieco od znajomych trochę bałem się tam jeść. No ale cóż robić? Jak się okazuje nie tak łatwo zjeść w Białowieży cepeliny (to ponoć tutejsza nazwa kartaczy). Na kluski przyszło mi czekać około 25 minut. W zestawie poza trzema cepelinami otrzymujemy również porcję surówki. Pierwszy kęs i… no niestety nie jest dobrze. Ciasto jest ciężkie i zbite. Najwyraźniej trafiło do niego zbyt dużo mąki (a część przepisów radzi w ogóle jej nie używać) w dodatku jest suche i najwyraźniej, wyjęto je z zamrażalnika! Oj nieładnie. Zabieram się za farsz. I znowu rozczarowanie, mięso dokumentnie przemielono i zmieszano z marchwią. Dodatkowo ktoś dodał do środka chyba tonę czosnku! Próbuję wyczuć smak mięsa, ale nie daję rady. Czuję sam czosnek (jak się okazało czułem go do wieczora). Zupełnie nieporozumienie. Jedyne plusy to cena dania i położenie lokalu.

Porcja – 3 sztuki

Cena – 12 zł

Subiektywna ocena – 4/10

Bar „Leśna dziupla” – Po przygodzie z „Pasibrzuchem” trochę obawiałem się tego niewielkiego baru, znajdującego się na ulicy Waszkiewicza (naprzeciwko pizzeri Siciliana). Na całe szczęście było dużo lepiej. Pierwszym zaskoczeniem był czas oczekiwania – kartacze (zwróćcie uwagę, że kształt jest nieco inny niż cepelinów) dostaję już po 5 minutach (w końcu taka powinna być specyfika barów)! Nieco przestraszony zabieram się za jedzenie i przeżywam miłe rozczarowanie. Ciasto jest idealne. Nawet jeśli zostało odmrożone (w co szczerze wątpię) to smakuje kapitalnie. Zabieram się zatem za farsz. Tu niestety jest nieco gorzej – mam wrażenie, że składa się on tylko z wieprzowiny, która w dodatku mogłaby pogotować się nieco dłużej. Nie jest jednak źle, przyprawy nie zabijają smaku mięsa, można z przyjemnością dokończyć posiłek. Na zakończenie dodam, że na talerzu otrzymujemy także dwie porcje surówki.

Porcja – 2 sztuki

Cena – 16 zł

Subiektywna ocena – 7.5/10

Reasumując – Leśny Dworek pozostaje niepokonany, jeśli jednak nie chce się nam jechać do Hajnówki, a w dodatku nie mamy zbyt wiele czasu to „Leśna dziupla” będzie jak znalazł. „Pasibrzucha” lepiej sobie darować.

Chłodniki litewskie w Białowieży – test

Tak na dobry początek – stary wpis z bloga graf-zero.blogspot.com

TEST CHŁODNIKÓW LITEWSKICH Z BIAŁOWIESKICH RESTAURACJI

Restauracja Pokusa – Niewielka i niepozorna, ale całkiem przyzwoita restauracja znajdująca się na skos od ekskluzywnego hotelu Żubrówka (i restauracji o takiej samej nazwie). Chłodnik podawany jest na dużym talerzu z kilkoma pieczonymi ziemniakami serwowanymi osobno. Podstawa zupy jest przepyszna, zupełnie nie kwaśna, lekka delikatna, prawie że wchodząca w słodycz. Fantastycznie współgrają z tym ogórki i odrobina ostrzejszej rzodkiewki. Odrobina szczypiorku i natki pietruszki dopełniają smaku. Zupa jest świetna i na pewno warta polecenia, cena atrakcyjna. Pojawia się tylko jedno pytanie, czy to aby na pewno jest chłodnik LITEWSKI? Nie jestem znawcą, ale wydaje mi się, że chłodnik litewski przygotowuje się z dodatkiem botwinki i buraczków. Jednak wobec fantastycznego smaku, jest to problem drugorzędny.

Porcja: 300 g.

Cena: 8 zł.

Subiektywna ocena: 9/10

Restauracja Żubrówka – Czterogwiazdkowy hotel, więc i wymagania w stosunku do restauracji rosną. Oczywiście rosną także i ceny, i to w stosunku do Pokusy dwukrotnie. Zupa podawana jest w nieco mniejszym talerzu, dodatkowo serwuje się cztery gotowane ziemniaki. Niestety smak nie powala, chłodnik jest mocno kwaskowy i to zabija wszelkie niuanse. Czuć, że podstawa dania jest zupełnie inna niż w poprzedniej restauracji. Są za to obowiązkowe buraczki i botwnika, jest też obowiązkowe jajko. W zasadzie chłodnik, nie jest zły – raczej poprawny jednak spodziewałem się czegoś lepszego. Rozczarowanie również przy ziemniakach, wprawdzie polane masłem, ale jeden z nich ma na tyle twardą warstwę, że nie da się do nawet przełamać łyżką. Czyżby był po prostu odgrzany? Mimo wszystko jestem zadowolony – dzień był ciepły, chłodnik spełnił swój cel i zaspokoił głód.

Porcja: 250 g.

Cena: 16 zł

Subiektywna ocena: 6/10

Restauracja Carska – Znana białowieska restauracja (chyba) należąca do lokali dzierżawionych przez p. Magdę Gessler. Zlokalizowana w starym budynku stacji kolejowej (na bocznicy stoją lokomotywy i wagony osobowe), z pokojami mieszkalnymi w dawnej wieży ciśnień. W karcie nie znajduję chłodnika (przerażenie:P), ale jest okazuje się, że jest pod zupą zależną od pory roku. Bardzo szybko otrzymuję zamówioną potrawę. Co tu dużo mówić… niebo w gębie. Wprawdzie na początku chłodnik jest lekko kwaskowy, ale po chwili znajduję w zupie wąskie paski wędzonki, które w smaku wysuwają się na pierwszy plan. Są oczywiście buraczki i botwinka, jest (co trochę mnie zaskoczyło) czosnek. I o dziwo pasuje do tej zupy wyśmienicie. Jest też jajko na twardo, a wszystko to wyśmienicie współgra ze sobą. Jest tylko jeden problem – kilka machnięć łyżką i nie ma zupy. Porcja jest tak mała, że nie damy rady się nią najeść. A kosztuje swoje – no ale, za jakość się płaci.

Porcja: 100g (?), może nawet 80.

Cena: 18 zł.

Subiektywna ocena: 10/10

W zasadzie trudno jest mi wyłonić zwycięzcę. Wprawdzie najlepsze wrażenie smakowe zostawił u mnie chłodnik z „Carskiej”, no ale ta cena i porcja… W takim wypadku pozostaje mi więc przyznać pierwsze miejsce i „Carskiej” i „Pokusie” – „Żubrówka” niestety rywalizacji nie wytrzymuje.