Podróże

Wariant bałtycki (15) – Tallin, symulakr spełniony.

Zaczęło się jeszcze Rydze. Autobus do Tallina odjeżdżał ok. 2 w nocy, więc musiałem przesiedzieć na dworcu kilka godzin. Około północy na teren poczekalni wkroczyli dumnie pretorianie tego przybytku i rozpoczęli sprawdzanie biletów. Bo bez nich siedzieć na ryskim dworcu o tej porze zwyczajnie nie wolno. Kilku bezdomnych wyszło bez słowa, ktoś załatwił sprawę okazując parę biletów Narodowego Banku Łotewskiego – został tylko jeden ćpun, śpiący w kucki pomiędzy podróżnymi. Nie reagował na słowa ochroniarzy, więc przemówili pięściami. Gdy i to nie pomogło, wzięli go pod ręce i zwyczajnie wyrzucili za drzwi. Rozległ się huk, najwyraźniej ćpun zderzył się z czymś twardym. A ja wlepiałem wzrok w dworcowy monitor i nie mogłem wyjść z podziwu nad sarkazmem Losu – ktoś wpadł na pomysł, aby umilić podróżujący oczekiwanie puszczając im filmy z Chaplinem. Gdy ochroniarze tłukli ćpuna, Charlie też zbierał bęcki, a to od rozjuszonych Cygnaów, a to od cyrkowej publiki. Nie ma przypadków są tylko znaki, głosi stara prawda. Kolejne miasto musiałoby być zatem niezwykłe. I było.
Nigdy i nigdzie nie ujrzałem tak idealnego i pełnego odwzorowania średniowiecznego miasta w popkulturowej formie. Owszem Gandawa, Brugia czy nawet nasz Kraków tchną wiekami średnimi aż miło, ale cały czas mamy wrażenie, że ta spuścizna o ile przyciąga turystów, o tyle ciąży mieszkańcom. W Tallinie jest inaczej, estończycy wzięli na siebie dziedzictwo dawnych wieków i zrobili z niego użytek. Kramy pod murami miejskimi, średniowieczne gospody, stare dźwigi do transportu towarów na górne piętra, obwoźni sprzedawcy średniowiecznych słodyczy, szyldy i nawet kocie łby (o które miałem przyjemność potłuc nowy obiektyw) – wszystko choć przecież nieużyteczne, zostało doskonale przeżute i wyplute przez miejski organizm. Papka jaką dostaje turysta jest lekkostrawna i uzależniająca. Drugiego takiego miasta nie ma nigdzie na świecie.
IMG_0005

Wariant bałycki (14) – Estonia na talerzu

– Dzień dobry, chciałbym zjeść coś estońskiego.
– eeeeeyyyyyuuuueeeeee….
Typowy dialog w estońskiej restauracji

Z kuchnią estońską jest pewien problem. Istnieje i ma się dobrze, ale Estończycy jakby o niej nie wiedzieli. Być może, są lepiej poinformowani od swoich sąsiadów o korzeniach potraw nazywanych estońskimi, a może zwyczajnie mają kompleksy. Zatem krótko i na na temat o kilku potrawach, które są popularne w tym pięknym kraju, chociaż niekoniecznie z niego pochodzą:estoniabliny (Kopiowanie)
Bliny z kawiorem. Podano mi je w jednej ze stołecznych restauracji, po tym jak dwie kelnerki przez kilka minut próbowały ustalić która z serwowanych potrwa jest rdzennie estońska. Wybór mnie w pełni zadowolił bo takich blin (blinów?) jest nie jadłem. Kawior, śmietana i mały placuszek podane z kiełkami i rukolą okazały się całkiem nieźle do siebie pasować.
estonia nalesnik (Kopiowanie)
Naleśniki. Wiadomo, że to potrawa z innych stron starego kontynentu (a może nawet z dalszych rejonów świata), ale Estończycy za nimi przepadają. A jeśli już jesteście w Tallinie koniecznie odwiedźcie Kompressora! Przewodniki bełkoczą coś o postmodernistycznym wnętrzu, ale nie ma się czego bać. Restauracja przypomina raczej stylową knajpkę z czasów wczesnego Gierka. Znajduje się w samym centrum przy ulicy Rataskaevu 3 i można powiedzieć, że jest na każdą kieszeń (estońska drożyzna to raczej mit) – cena grubego naleśnika wypełnionego nadzieniem waha się od 3,5 do 4,5 Euro. Może tu skosztować lokalnego dziwactwa – naleśnika ze śledziem, cebulką i śmietaną 😉
estonia nalewka (Kopiowanie)
Także w Kompressorze spróbujemy słodkiej estońskiej nalewki… i tu zabijcie mnie ale gdzieś przepadła mi jej nazwa (nie mogę znaleźć jej w moim kapowniku). Może uda się, tak jak udało się z litewskim serem KLIK Wódka ta jest słodka i bardzo przypomina naszą żołądkową gorzka. Bardzo dobrze komponuje się z naleśnikiem na słodko.
estonia zupa (Kopiowanie) estonia drakkon (Kopiowanie)
Oczywiście jeśli mówimy o Tallinie i jedzeniu nie można nie wspomnieć o znajdującej się w samym centrum średniowiecznej restauracji. Zjeść możemy tutaj zupę z łosia, domowej roboty kiełbaski oraz ciastka z nadzieniami z mięsa i warzyw. Wypić? Warzone na miejscu korzenne piwo. Ceny oscylują w okolicach 2 Euro. Restauracja nazywa się Drakon III i mieści w ratuszu. Co ciekawe jest wystrój jest wystylizowany na średniowiecze i to do tego stopnia, że nie otrzymamy tu sztućców („Jesteśmy w średniowieczu nie ma sztućców” – mówi kelnerka o obfitych kształtach, przypominającą randomową karczmarkę z gier rpgie).estonia pub (Kopiowanie) estonia piwo (Kopiowanie)
Oczywiście, o Drakkonie i Kompressorze przeczytacie na każdy blogu, ale nie wszędzie znajdziecie informacje gdzie wypić prawdziwy piwny specjał – sahti z wyspy Saareema! Sahti to tradycyjne fińskie piwo słodowe doprawiane jałowcem. W Polsce sahti produkuje (od czasu do czasu) browar Pinta (nazwa piwa „Koniec świata”). Wersja estońska, jest zupełnie inna, nieco kwaśna choć pozbawiona goryczki, przywodząca na myśl belgijskiego lambika. Gdzie spróbować tego genialnego napitku? W Kodu Baar na ulicy Vaimu 1 – schodami w dół. Jeden z kelnerów bardzo dobrze mówi po polsku, a wszyscy z nich są specjalistami w swoim fachu i o piwie wiedzą niejedno. Myślę, że dla każdego piwosza powinno to być estońskie „must taste”!
estonia czarny chleb (Kopiowanie)
Na koniec warto wspomnieć, że większość marketowych specjalności z Litwy i Łotwy dostaniemy również w Tallinie. Będą tu i jogurty chlebowe i serki w czekoladzie i czarny chleb, który w Estonii nazywa się po prostu „must”.

Wariant bałtycki (13) – Moje trzydzieste urodziny

Każde urodziny są wyjątkowe, ale te „okrągłe” są szczególne. Moje trzydzieste urodziny wypadły w trakcie nadbałtyckiej podróży. Byłem wtedy w Rydze, a następnego dnia miałem udać się dalej. Nie miałem jednak ochoty spędzać kolejnego dnia w stolicy Łotwy – chciałem wybrać się gdzieś w interior. Planowałem zamek Cesis i Park Narodowy Gauja. Sprawdziłem godziny w jakich kursowały pociągi, ale… rankiem w dzień swoich urodzin, nagle straciłem ochotę na ten kierunek. W głowie zaświtała myśl, żeby pojechać zupełnie gdzieś indziej. A ponieważ, święcie wierzę że żadna mądrość nie zastąpi przeczuć zrobiłem coś zupełnie irracjonalnego. Pojechałem do Salaspils.

salaspils3 (Kopiowanie)

Ta nazwa (oznaczająca zamek na wyspie) pewnie nic Wam nie mówi. Ale jeśli wspomnę, że dawniej ów przyczółek zwał się Kircholm, to chyba rzuci nieco światła na całą sprawę. Obecnie wioska owa słynna w historii polskiej wioska, to sypialnia Rygi, do której dostać można się busikami, w kilkanaście minut. Z zabytkowej zabudowy nie pozostało już nic – włodarze Związku Radzieckiego postanowili uszczęśliwić lud pracujący Łotwy i spiętrzyli wody Dźwiny zalewając średniowieczną starówkę. Zostawili tylko blokowiska.

salaspilis1 (Kopiowanie)

Przybyłem tam rano, mając zamiar znaleźć pomnik w miejscu bitwy i wracać czym prędzej do stolicy. Niestety okazało, się że w Salaspilis nie ma żadnej mapki, a ze spotkanych mieszkańców nikt o bitwie nie słyszał. Nie wiedząc za bardzo co robić… udałem się do biblioteki. Tu jednak zamiast porady, panie bibliotekarki wykonały krótki telefon i podały mi słuchawkę. M. (znajomy jednej z pracujących tam kobiet) jest Polakiem i pracuje dla naszej ambasady w Rydze. Od razu zaoferował mi podwózkę pod pomnik, przy okazji zaś zapytał:
– Ale wiesz, że dziś są uroczystości?
– !?
– No jutro rocznica bitwy, ale dziś są obchody. Przyjadą ambasadorowie i w ogóle…
No cóż, nie wypadało nie zostać, tym bardziej że wszystko wskazywało na, że będę jedynym turystą przez co będę mógł robić zdjęcia.

salaspils2 (Kopiowanie)

Do uroczystości zostało jeszcze trochę czasu więc M. zawiózł mnie do innego miejsca związanego z historią Łotwy – dawnego obozu koncentracyjnego Salaspils. Hitlerowcy zamordowali tam ok. 3 tysięcy ludzi. Po wojnie tereny te zostały przejęte przez Sowietów, a ich przeznaczenie znacząco się nie zmieniło. Obóz pochłonął ok. 300 000 ludzkich istnień. Obecnie znajduje się tam kilka olbrzymich pomników. Jeden z nich wydaje dźwięk bijącego serca. W zupełnej pustce w środku lasu, robi to naprawdę upiorne wrażenie.
Potem oglądam jeszcze Dźwinę i ruiny gotyckiego kościółka, w którym chronili się Szwedzi uciekający przed Polską husarią.

salaspils4 (Kopiowanie)

Tymczasem rozpoczynają się już uroczystości. Wszyscy spotykają się pod pomnikiem poległych Szwedów. Jest i szwedzki ambasador (zastanawiający przyczynek do dyskusji, że tylko w Polsce czci się klęski) składa kwiaty zarówno pod „polską” jak i „szwedzką” tablicą. Jest oczywiście ambasador polski, attache wojskowy z polskiej ambasady, duszpasterz Polaków na Litwie i przewodniczący tutejszej Polonii. Tylu ważnych osobistości w jednym miejscu, chyba jeszcze nigdy nie spotkałem. Po pamiątkowych zdjęciach, zostaję odwieziony do samej Rygi.

salaspils5 (Kopiowanie)

To daje mi jeszcze sporo czasu na kolejną wycieczkę. Udaję się do Jurmali. Ryga mimo, że leży blisko morza, nie ma własnej plaży. Najbliższy duży kurort to właśnie Jurmala. Można tu dojechać pociągiem za ok. 6 złotych. Miasteczko przypomina trochę Sopot, ale jest znacznie mniejsze i bardziej przyjazne. Dużo zieleni, przepiękne drewniane wille i duża, zupełnie o tej porze roku pusta, plaża była świetnym zakończeniem wycieczki. Miejsce melancholijne, skłaniające do przemyśleń – zwłaszcza w dzień trzydziestych urodzin. Szybko jednak trzeba było wracać. Zostawiłem za sobą trzydzieści lat życia, zaś przede mną… Przede mną zaś, był Tallin.

salaspils6 (Kopiowanie)
salaspils8 (Kopiowanie)

Wariant bałtycki (12) – Rundale

Rundale wyrasta z pól niczym senny majak. Wielki i dumny pałac pośrodku niczego, otoczony tylko polami i niewielkimi drogami. Tym w zasadzie był – marzeniem dumnego arystokraty i plonem jego oszałamiającej kariery.

rundale2 (Kopiowanie)

Z Rygi trzeba kierować się na południe. Wbrew temu co piszą w internetach, można dotrzeć do samego pałacu komunikacją publiczną – konieczna jest jednak przesiadka w Bausce. Do Bauska zaś dostaniemy w dworca autobusowego w Rydze położonego tuż obok targu i hal po zeppelinach [Klik]. Podróż nie jest długa. Szybko ląduję w starym postsowieckim dworcowym budynku. Stąd do pałacu jest około 14 kilometrów, początkowo planowałem przebyć ten dystans pieszo lub stopem jednak wobec niesprzyjającej pogody sprawdziłem inną opcję. I okazało się, że dziennie z Bauska do Rundale pils (pils to po łotewsku pałac – stoi on trochę dalej od wioski) kursuje ok. 3 autobusów. Zatrzymują się one tuż obok zabytku. Wystarczy przejść kawałek żwirową drogą, potem jeszcze przez park i wreszcie jest – zbudowany na planie kwadratu, łotewski Wersal. Wejście jest dość drogie (ok. 40 zł – w związku z tym i z racji, że do następnego busa miałem tylko pół godziny postanowiłem poprzestać na zwiedzaniu z zewnątrz), ale na Łotwie to smutny standard.

rundale (Kopiowanie)
Pałac zbudowano na zlecenie XVIII wiecznego łotewskiego arystokraty – Erensta Jana Birona Człowiek ów, mąż o niepospolitym intelekcje i jeszcze większej dumie, związał się silnie z carskim dworem, wkradając się w łaski (a może nie tylko w nie?) samej carycy Anny Iwanowej. Uzyskał spory wpływ na jej decyzje (udało mu się nawet nakłonić ją do podjęcia wojny z Turcją). To z kolei sprawiło, że wokół Birona kręciło się zawsze sporo ludzi, którzy za szepnięcia słówka do ucha władczyni gotowi byli sporo zapłacić. Chorobliwie zazdrosny o swoją pozycję magnat, nie zwykł trzymać rąk we własnych kieszeniach. Pieniądze płynęły do kurlandzkiego skarbca szerokim strumieniem. I choć szybka kariera zakończyła się gwałtownym upadkiem. Biron wylądował w więzieniu i oczekiwał nawet na wyrok śmierci, to ostatecznie zdołał, odzyskać swoje księstwo i swoje Rundale. Życia dokonał na Łotwie, w spokoju i z dala od polityki.Jest w pałacu coś niesamowitego i pociągającego. Może właśnie ten zupełnie nietypowy dysonans – z reguły pałace budowano na przedmieściach dużych miasta lub otaczano lasami. Tutaj jest inaczej, Rundale stoi w pustce – łotewskie pola i kwadratowa bryła dumnej budowli. W sezonie pewno sporo tu wycieczek, ale ja spotkałem tylko pojedynczych turystów i nadciągające burzowe chmury.
Jadąc do Rundale warto zatrzymać się w Bauska (Bausce?), starej miejscowości z częściowo odbudowanym zamkiem. W internecie możemy przeczytać, że to jedno z zagłębi łotewskiego piwowarstwa, niestety trudno w miejscowych pubach znaleźć coś poza, zwyczajnym lagerem. Zamek jak to bywa na Łotwie, jest dość drogi i podwójnie biletowany (jeden bilet do ruin i jeden do odbudowanej części). Za to jest przepięknie położony, nad rzeką i nieco zdziczałym parkiem.

buaska (Kopiowanie) bauska3 (Kopiowanie) bauska2 (Kopiowanie)

Wariant bałtycki (11) – Ryska secesja

Jest coś, co czyni Rygę miastem wyjątkowym. I mimo długiej oraz bogatej historii miasta, to coś jest nam znacznie bliższe niż hanzeatycka przeszłość stolicy Łotwy. Mowa oczywiście o secesji – stylu, który zawładnął umysłami naszych przodków na początku XX wieku, aby następnie popaść w niełaskę i częściowe zapomnienie. Od kilku dekad święci jednak triumfy wśród fascynatów architektury, malarstwa czy sztuki użytkowej.
Ryga posiada naprawdę wiele kamienic wybudowanych w tym okresie. Nie bez przyczyny należy przecież do Réseau Art Nouveau Network czyli stowarzyszenia miast secesyjnych, reprezentowanych w Polsce przez Łódź. Wprawdzie nie uświadczysz tutaj tylu willi i pałaców co w naszej Ziemi Obiecanej, ale pod względem secesyjnych kamienic łotewska metropolia bije Łódź na głowę.
Największe skupisko tego stylu występuje w pewnym oddaleniu od centrum w tzw. art nouveau quater. Jak się dowiedziałem jednak od mieszkanki tego miasta, przez długi czas, kamienice te niszczały – władze sowieckie nie doceniały tego nurtu. Dopiero niedawno wzięto się za ich odbudowę.
Zrobiłem mały pokaz zdjęć, z ryskich detali. Jest tu nie tylko secesja – wybierałem te które wydawały mi się ciekawe. Starałem się jednak żeby były to kamienice przedwojenne i nie starsze niż XIX wiek. Zwróćcie uwagę na secesyjne sfinksy, dwa piękne smoki podtrzymujące wykusz i olbrzymiego Michała Archanioła (moja ulubiona kamienica – wysokość rzeźby to ponad dwa piętra!).

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Wariant bałtycki (10) – Ryga

Ryga… Cóż mogę rzecz, to piękne miasto. Naprawdę piękne z bogatą historią i licznymi po niej pamiątkami. Jeśli macie okazję tam pojechać, nie wahajcie się. Choć muszę przyznać, że przez Wilno i Tallin, nieco się Rygą rozczarowałem. Ale po kolei…
Ryga widoczek (Kopiowanie)
Cóż mógłbym pisać o starym mieście, o hanzeatyckiej przeszłości, o domu Gildii, średniowiecznej katedrze (największej w tej części Europy) czy ryskim zamku. Ale o tym wszystkim przeczytacie w przewodnikach. Najlepiej zresztą powłóczyć się po centrum bez przewodnika, wtedy Ryga zyskuje naprawdę dużo. Średniowieczne budynki nabierają tajemniczości i pozwalają zadziałać wyobraźni. Jeśli jednak chcemy pozwiedzać, przygotujmy portfele. Wstępy nie są tanie. Przykład? Katedra wstęp 2 łaty (waluta już nie istnieje zastąpiona euro) czyli ponad 12 zł. Mniej więcej tyle samo, kosztowała katedra w Antwerpii, ale tam było kilkanaście obrazów Rubensa! Cóż kalwińska herezja predestynacji trwa do dziś 😉 Ale nie jest tak źle są miejsca w Rydze, które zwiedzimy zupełnie za darmo. Dla przykładu:
Muzeum Ofiar Komunizmu – znajduje się w centrum i przedstawia najnowszą historię Łotwy ze szczególnym uwzględnieniem tematyki ofiar Wielkiego Głodu.
Muzeum Architektury Łotewskiej – Trochę zbyt szumna ta nazwa muzeum, bo to tylko dwie sale. Mimo wszystko jednak warto wejść bo znajduje się w jednej z kamienic o wdzięcznej nazwie Trzej Bracia. Są to trzy malownicze średniowieczne domki. Ich wnętrze jest wystylizowane na typowe mieszczańskie domostwo z epoki.ryga trzej bracia (Kopiowanie)
Łotewskie Muzeum Historii Naturalnej – Cóż, raczej nie odwiedzam takich miejsc, no ale skoro za darmo, to czemu nie? Placówka jest wolna od opłat w wyznaczonych godzinach, ale warto nieco odbić od centrum (na południe od dystryktu secesyjnego). W brzydkim szarym budynku, mamy barwną multimedialną ekspozycję, która na pewno spodoba się dzieciom. Dorosłych też nie powinna znudzić.Ryga muzeum biolo (Kopiowanie)
Łotewskie Muzeum Wojny – Znajduje się w w okolicach ryskiego zamku. Mimo, że jest raczej z innej epoki, a eksponaty są często średniej jakości, to jednak ich ilość powinna zadowolić każdego fana militariów. Na najwyższym piętrze zaś salka z trofeami myśliwskimi (muzeum jest sponsorowane przez jaką firmę związaną z tym hobby). Szkoda tylko, że zabrakło informacji o bitwie pod Kircholmem. No ale…
Ryga muzeum wojny (Kopiowanie)
Cóż jeszcze warto zobaczyć w Rydze? Poza wspomnianym w jednym z poprzednich postów targowiskiem, można udać się na drugi brzeg rzeki, gdzie działa już Łotewska Biblioteka Narodowa (jej olbrzymie gmaszysko widać doskonale z nadbrzeża). Albo popatrzeć na miasto z góry, z budynku Akademii Technicznej (łudząco podobnego do PKiNu). Ostrzegam jednak – cena jak zwykle zaporowa.
palac (Kopiowanie)
Można też wrócić do centrum. Poszwędać się trochę po zabytkowym rynku, zobaczyć pomnik Rolanda, albo słynny ryski pomnik Wolności (zrobiłem mu chyba najwięcej zdjęć podczas całej podróży).
Ryga pomnik 3 (Kopiowanie) pomnik2 (Kopiowanie) Ryga Roland (Kopiowanie)
Albo poczytać trochę plakatów i bilboardów, by ze zdziwieniem skonstatować, że Łotysze tłumaczą nazwiska i znają niejakiego Dżastinasa Timberlejkasa oraz Dżemmę Artetons! Nie wiem z czego się to bierze, choć słyszałem kilka teorii. Gdybyście nie wierzyli, oto dowód:
tlumaczenie nazwisk (Kopiowanie)
Wieczorem zaś posiedzieć, w którymś z ryskich pubów i widać masę pieniędzy na zwykłego lagera. Cóż plotki o wspaniałości łotewskich koncerniaków są jednak mocno przesadzone.
Ryga noca (Kopiowanie)
Ma Ryga jeszcze jedną atrakcję. Coś co odróżnia ją od pozostałych miast nadbałtyckich i sprawia, że chce się tam wrócić. Ale o tym w następnej notce…
Ryga tecza (Kopiowanie) Ryga widoczek2 (Kopiowanie) ryga (Kopiowanie)

Wariant bałtycki (9) – Łotwa na talerzu

Ten wpis będzie krótki, bo kuchnia łotewska nie różni się zbytnio od litewskiej. O tej zaś pisałem już tu KLIK. Jest zatem sporo nabiału, sporo pieczywa, jasne piwo i kluchy. Czyli całkiem przyjaźnie. Możemy jednak wskazać kilka różnic.
Zacznijmy jednak od pielmieni. Te pierożki, które znajdziemy również na Litwie, tu cieszą się większą popularnością. W Rydze istnieje sieć barów „Pielmieni XL”, trochę przypominających nasze bary mleczne. Bierzemy tacę, przesuwamy się wzdłuż lady, nabierając potrawy i na koniec podlicza nas pani przy kasie. Wszyscy polecają XL w centrum, ja jednak proponuję udać się do tego w budynku dworca autobusowego. Nastrój mniej szpanerski – towarzystwo studentów i bezdomnych. Ceny wszędzie jednakowe, zestaw pierożków kosztował 1,5 LV (8 zł). Ze swojej strony polecam!
IMGP0896 (Kopiowanie)
Zostańmy jeszcze przy pielmieniach. Zwiedzając Kircholm (Salaspils) trafiłem do sieciówki Hesburger (przy szosie z Rygi). Poza burgerami i innym trującym żarciem, mieli rosół i zapiekane w cieście pielmienie! I to całkiem zjadliwe. Niestety, albo była to specyfika tego jednego Hesburgera, albo tylko ich łotewskich placówek, bowiem w Estonii trafiłem tylko na hamerykańskie żarełko.
IMGP1178 (Kopiowanie)
Łotysze preferują raczej ciemne pieczywo. Trochę słodkie, trochę zatrącające jakby zakwasem jest ciężkie i pożywne. Pełno go w sklepach marketach, taki łotewski chlebek nazywa się rudzu maize. Warto go spróbować (połowa dużego bochenka kosztuje ok 3 zł.)IMGP1018 (Kopiowanie) IMGP0933 (Kopiowanie)
Wiedziałem, że z Łotwy pochodzą moje ulubione jogurty chlebowe (ponoć bywają w naszym Piotrze i Pawle, jak na razie jednak nigdy na nie nie trafiłem). Nie omyliłem się! Były i smakowały tak jak powinny. Cena zresztą niewysoka jak za taki smak bo około 2 złotych. Warto tego jogurtu poszukać, bo na Litwie znaleźć go raczej ciężko!
IMGP1112 (Kopiowanie)
To wszystko jednak spodziewałem się tutaj znaleźć. Zaskoczył mnie zupełnie inny jogurt. Na sreberku miał jakieś żółte dziwaczne owoce i smakował dość kwaskowo, choć przyjemnie. Jadłem w ciemno – dopiero po przyjeździe do Polski, sprawdziłem że to… owoce rokitnika! Warto go również poszukać, bo u nas raczej takiego cuda nie uświadczymy.
IMGP1017 (Kopiowanie)
Rozczarowały mnie natomiast łotewskie piwa. W pubach głównie koncerniaki i lagery. Ktoś wspominał, o tym że Bauska to zagłębie ichniego regionalnego piwa. Cóż… przeszedłem Bauskę wszerz, ale poza koncerniakami niczego nie znalazłem. Dodatkowo za duże piwo, zapłacimy ok. 10 zł (w stolicy ta cena może być jeszcze wyższa!)

Wariant bałtycki (8) – Góra Krzyży

Do Szawli (Siauliai) dotarłem po południu. Starym i rozklekotanym pociągiem z Kowna, za ok. 20 zł (jest nowoczesny i szybszy pociąg z Wilna). Na dworcu już czekała na mnie Daiva. Daiva pracuje w miejscowej szkole i ma swoje konto na portalu couchsurfing. Przyjęła mnie bardzo miło i poczęstowała prawdziwymi litewskimi ceppelinami. Ale zanim do tego doszło pojechaliśmy zobaczyć miejscową atrakcję – Górę Krzyży.
krzyz3
krzyz

Miejsce to jest nierozerwalnie związane z historią tutejszego katolicyzmu. W latach 30. XIX wieku miejscowa ludność postanowiła uczcić poległych powstańców, stawiając na pobliskim wzgórzu krzyż. Przychylne prawosławiu rosyjskie władze, zareagowały z całą stanowczością – krzyż został zniszczony. Mieszkańcy nie poddali się, kolejnej nocy ustawili trzy krzyże, a gdy i te zniszczono, kolejne. Gra w kotka i myszkę z caratem trwała kilka lat, aż wreszcie urzędnicy skapitulowali.

krzyz2
Od tego czasu krzyże ustawiano w najróżniejszych intencjach. Rozpoczął się również ruch pielgrzymkowy, tak że wkrótce na górze stało już kilkadziesiąt krucyfiksów. Ciemne chmury nadeszły po wkroczeniu Sowietów. Władze Litewskiej SRR zmierzały zalać wzgórze i stworzyć tu sztuczne jezioro. Dopiero po odzyskaniu przez Litwę niepodległości, miejscem mógł zająć się Kościół Katolicki. Na całe szczęście to unikalne miejsce udało się uratować. Wybudowano tu kościół, a opiekę nad górą powierzono franciszkanom. Mimo, że nie lubię nowoczesnych świątyń, jedno z rozwiązań jest doprawdy urzekające. Znajdującą się ołtarzem ścianę, zastąpiono szybą. Przez podczas mszy, cały czas widoczne jest pokryte krucyfiksami wzgórze. Dziś znajduje się na nim ponad 150 tys. krzyży! Są małe i duże, wbite w ziemię, zawieszone, drewniane i metalowe. Z Litwy, z Polski, z Austrii, z Meksyku, z Włoch i z wielu, wielu innych krajów.
krzyz6
Gdy dotarliśmy na miejscu było pochmurno. Dzień powoli zbliżał się do końca. Spacerowaliśmy pośród alejek, a Daiva wskazywała co ciekawsze tabliczki. Nagle zatrzymała się i powiedziała: „Posłuchaj”. Usłyszałem dziwny cichutki dźwięk, jakby lekkich uderzeń, dobiegający z kilkudziesięciu miejsc na raz. „Tutaj tak zawsze” powiedziała Daiva „To wiatr porusza różańcami i małymi krzyżykami”.
IMGP0675
Jeśli będziecie kiedyś na północy Litwy, na przykład podczas podróży do Rygi, nie omijajcie Siauliai! Miejsce jest naprawdę niezwykłe, znacznie większe od naszej Góry Grabarki. Dodatkowo nie ma tu zbyt wielu turystów, jest czas na kontemplację, wyciszenie i odpoczynek. A i samo Siauliai jest interesującym miastem – czystym, z deptakiem, pubami i kafejkami, jeziorem i kilkoma muzeami. Polecam!
krzyz4

Wariant bałtycki (7) – Wilno, Ryga, Tallin – targowiska

Każda z trzech stolic republik nadbałtyckich ma swój własny targ. Różnią się asortymentem i wielkością, ale każdy z nich wpisał się trwale w krajobraz danego miasta. Nic nie ujmują ze stołeczności, a są bardzo chętnie odwiedzanie przez turystów. Tym bardziej szkoda Stadionu X-lecia w Warszawie.
1) Wilno – rynek kalwaryjski – znajduje się na północ od centrum przy Turgaus gatve. Jest mniejszy od tego ryskiego, ale ma za to prawdziwie małomiasteczkowy charakter. Trochę przypomina mi bałucki rynek z Łodzi. Handluje się tu głównie jedzeniem, trafiają się też tekstylia i kwiaty. Warto opuścić na chwilę centrum i tamtejsze skomercjalizowane i zamknięte w halach rynki, żeby tu zajrzeć.
IMGP0223 (Kopiowanie) IMGP0229 (Kopiowanie) IMGP0232 (Kopiowanie) IMGP0237 (Kopiowanie) IMGP0238 (Kopiowanie) IMGP0239 (Kopiowanie) IMGP0242 (Kopiowanie)

2) Ryga – rynek centralny – Nie sposób go nie znaleźć. Znajduje się zaraz za dworcem autobusowym i kolejowym. Mieści się w pięciu starych halach, w których dawniej „parkowały” zeppeliny. Teraz w każdej z tych hal specjalizuje się w innych produktach. Pomiędzy halami znajdziemy również wiele stoisk, niewielkich barów, a nawet… hostel! Rynek jest po prostu olbrzymi i niezależnie od preferencji powinien to być punkt obowiązkowy każdej wycieczki na Łotwę!
IMGP0921 (Kopiowanie) IMGP0924 (Kopiowanie) IMGP0743 (Kopiowanie) IMGP0720 (Kopiowanie) IMGP0726 (Kopiowanie) IMGP0727 (Kopiowanie) IMGP0732 (Kopiowanie) IMGP0737 (Kopiowanie) IMGP0738 (Kopiowanie)
3) Tallin – targowisko miejskie – Jest najmniejsze ze wszystkich trzech, które widziałem. Upchnięte za dworzec kolejowy, tak jakby miasto się go wstydziło. Handluje się tu głównie tekstyliami i… starociami! I to go zdecydowanie wyróżnia. Wszelkiej maści kolekcjonerzy będą tu w siódmym niebie. Specjalnością są pamiątki po dwóch ostatnich totalitaryzmach. Zapałki z wizerunkiem Adolfa leżą obok broszki z sierpem i młotem, nie wadząc sobie nawzajem. Ceny takich przedmiotów są dość zróżnicowane – większe ozdoby ze swastyką czy sierpem i młotem kosztują nawet do 60E.
IMGP1453 (Kopiowanie) IMGP1442 (Kopiowanie) IMGP1443 (Kopiowanie) IMGP1444 (Kopiowanie) IMGP1449 (Kopiowanie) IMGP1451 (Kopiowanie)

Atomowa Kwatera Dowodzenia

Na Atomową Kwaterę Dowodzenia wpadłem przypadkiem. Planowałem wycieczkę do puszczy Kampinoskiej i na google maps, zobaczyłem obiekt z taką właśnie dziwaczną nazwą. Chwila googlowania i… trzeba tam pojechać!
Otóż okazuje się, że rodzima komusza wierchuszka, postanowiła dobrze przygotować się do wojny atomowej, której wszyscy oczekiwali. W związku z tym, w lesie na obrzeżach Warszawy, zbudowano sieć schronów, które miały przetrwać konflikt jądrowy. Na całe szczęście wojna nie wybuchła. Schrony przeszły na własność parku narodowego i… niszczeją.
Dojechać do nich można autobusem miejskim – potem kilkanaście minut piechotą przez las.IMGP2298 (Kopiowanie)
Na miejscu znajdują się trzy obiekty naziemne. Największy z nich to koszary, przypominające nieco szkołę tysiąclatkę. Drugi mniejszy budynek jest połączony z koszarami siecią tuneli. Trzeci zaś to olbrzymi hangar, częściowo przysypany wydmą.
W tunelach niezbędna będzie latarka. Jest ciemno i łatwo się potknąć o jakieś wystające kawałki betonu lub wpaść do niewielkiego otworu. Większych niebezpieczeństw nie zanotowaliśmy ale i tak lepiej uważać. Podziemia mimo postępującego stopnia dewastacji są naprawdę klimatyczne. Czarne ściany, pokryte dziwacznymi napisami, pozwalają złapać nastój niczym z dobrego thrillera. Na mnie największe wrażenie zrobił taki bazgroł, widziany na samym dnie kwatery:
IMGP2316 (Kopiowanie)
Warto też zajrzeć do hangaru. Ogrom tego budynku robi wrażenie. Zwróćcie uwagę na widoczne na zdjęciu proporcje:
IMGP2324 (Kopiowanie)
Tutaj zaś znajduje się wejście do podziemi:
IMGP2322 (Kopiowanie)
Szkoda, że takie budowle niszczeją. Wystarczy poszperać w internecie żeby zobaczyć jak wyglądały jeszcze kilka lat temu. Niestety, najwyraźniej nie ma ani pomysłu ani środków, żeby coś z tym zrobić. Podobny los spotkał znajdujące się w Łodzi (park Poniatowskiego) schrony przeciwatomowe dla ludności miasta. Miejmy jednak nadzieję, że nie wszystko stracone i kiedyś będzie można zwiedzać je razem z przewodnikiem.
IMGP2308 (Kopiowanie) IMGP2309 (Kopiowanie) IMGP2310 (Kopiowanie) IMGP2313 (Kopiowanie) IMGP2315  IMGP2329 (Kopiowanie)