Każde urodziny są wyjątkowe, ale te „okrągłe” są szczególne. Moje trzydzieste urodziny wypadły w trakcie nadbałtyckiej podróży. Byłem wtedy w Rydze, a następnego dnia miałem udać się dalej. Nie miałem jednak ochoty spędzać kolejnego dnia w stolicy Łotwy – chciałem wybrać się gdzieś w interior. Planowałem zamek Cesis i Park Narodowy Gauja. Sprawdziłem godziny w jakich kursowały pociągi, ale… rankiem w dzień swoich urodzin, nagle straciłem ochotę na ten kierunek. W głowie zaświtała myśl, żeby pojechać zupełnie gdzieś indziej. A ponieważ, święcie wierzę że żadna mądrość nie zastąpi przeczuć zrobiłem coś zupełnie irracjonalnego. Pojechałem do Salaspils.
Ta nazwa (oznaczająca zamek na wyspie) pewnie nic Wam nie mówi. Ale jeśli wspomnę, że dawniej ów przyczółek zwał się Kircholm, to chyba rzuci nieco światła na całą sprawę. Obecnie wioska owa słynna w historii polskiej wioska, to sypialnia Rygi, do której dostać można się busikami, w kilkanaście minut. Z zabytkowej zabudowy nie pozostało już nic – włodarze Związku Radzieckiego postanowili uszczęśliwić lud pracujący Łotwy i spiętrzyli wody Dźwiny zalewając średniowieczną starówkę. Zostawili tylko blokowiska.
Przybyłem tam rano, mając zamiar znaleźć pomnik w miejscu bitwy i wracać czym prędzej do stolicy. Niestety okazało, się że w Salaspilis nie ma żadnej mapki, a ze spotkanych mieszkańców nikt o bitwie nie słyszał. Nie wiedząc za bardzo co robić… udałem się do biblioteki. Tu jednak zamiast porady, panie bibliotekarki wykonały krótki telefon i podały mi słuchawkę. M. (znajomy jednej z pracujących tam kobiet) jest Polakiem i pracuje dla naszej ambasady w Rydze. Od razu zaoferował mi podwózkę pod pomnik, przy okazji zaś zapytał:
– Ale wiesz, że dziś są uroczystości?
– !?
– No jutro rocznica bitwy, ale dziś są obchody. Przyjadą ambasadorowie i w ogóle…
No cóż, nie wypadało nie zostać, tym bardziej że wszystko wskazywało na, że będę jedynym turystą przez co będę mógł robić zdjęcia.
Do uroczystości zostało jeszcze trochę czasu więc M. zawiózł mnie do innego miejsca związanego z historią Łotwy – dawnego obozu koncentracyjnego Salaspils. Hitlerowcy zamordowali tam ok. 3 tysięcy ludzi. Po wojnie tereny te zostały przejęte przez Sowietów, a ich przeznaczenie znacząco się nie zmieniło. Obóz pochłonął ok. 300 000 ludzkich istnień. Obecnie znajduje się tam kilka olbrzymich pomników. Jeden z nich wydaje dźwięk bijącego serca. W zupełnej pustce w środku lasu, robi to naprawdę upiorne wrażenie.
Potem oglądam jeszcze Dźwinę i ruiny gotyckiego kościółka, w którym chronili się Szwedzi uciekający przed Polską husarią.
Tymczasem rozpoczynają się już uroczystości. Wszyscy spotykają się pod pomnikiem poległych Szwedów. Jest i szwedzki ambasador (zastanawiający przyczynek do dyskusji, że tylko w Polsce czci się klęski) składa kwiaty zarówno pod „polską” jak i „szwedzką” tablicą. Jest oczywiście ambasador polski, attache wojskowy z polskiej ambasady, duszpasterz Polaków na Litwie i przewodniczący tutejszej Polonii. Tylu ważnych osobistości w jednym miejscu, chyba jeszcze nigdy nie spotkałem. Po pamiątkowych zdjęciach, zostaję odwieziony do samej Rygi.
To daje mi jeszcze sporo czasu na kolejną wycieczkę. Udaję się do Jurmali. Ryga mimo, że leży blisko morza, nie ma własnej plaży. Najbliższy duży kurort to właśnie Jurmala. Można tu dojechać pociągiem za ok. 6 złotych. Miasteczko przypomina trochę Sopot, ale jest znacznie mniejsze i bardziej przyjazne. Dużo zieleni, przepiękne drewniane wille i duża, zupełnie o tej porze roku pusta, plaża była świetnym zakończeniem wycieczki. Miejsce melancholijne, skłaniające do przemyśleń – zwłaszcza w dzień trzydziestych urodzin. Szybko jednak trzeba było wracać. Zostawiłem za sobą trzydzieści lat życia, zaś przede mną… Przede mną zaś, był Tallin.